Było chłodne zimowe popołudnie 1996 roku, kiedy ja wraz z grupa kolegów zmierzaliśmy na dyskotekę mającą się odbyć w naszej szkole. Wszystko wskazywało ze będzie to udany wieczór i że, jak to zwykle po dyskotece, pójdziemy wypić jakiś alkohol.
Dyskoteka rozpoczeła się z lekkim opóźnieniem, ale to nie przeszkodziło naszej temperamentnej grupie bawić się wyśmienicie. Nadeszła chwila, w której zaczeły lecieć tzw. wolne kawałki. W tamtym czasie byłem jeszcze nieśmiałym chłopcem, który na widok dziewczyn opuszczał głowę i nie wiedział co zrobić z rękoma. Pod nawową kolegów poprosiłem do tańca moja koleżankę z klasy, która to bez wahania zgodziła się żeby ten jeden utwór spędzić w moich objęciach.
Wyszliśmy na parkiet, a z głośników zaczeła się sączyć muzyka. Pamiętny utwór Toni Braxton Unbreak My Heart rozbrzmiewał w mojej głowie i poruszał każdą tkankę mojego ciała. Kręciliśmy się w koło w objęciach, jak to na szkolne dyskoteki z dawnych lat przystało. Na sali było niewiarygodnie duszno, ale nie miało to żadnego znaczenia skoro tańczyłem z piękną dziewczyną w moich ramionach. Miałem wrażenie, że spełniły się wszystkie oczekiwania, jakie miałem przed dyskoteką.
W pewnym momencie zobaczyłam nad sobą białą płachtę sufitu i zamgloną nieco twarz dyrektorki, pytającej mnie jak się czuję. Było nadal duszno, a ja nie byłem w stanie odpowiedzieć na żadne z serii pytań, jakie mi zadawala. Po głowie plątały się skrawki rzeczywistości i przeszłości, latając jak dzikie ptaki i wydając dziwny szum zagłuszający myśli i połykający niewypowiedziane słowa. Moja głowa także produkowała serię pytań, na które ani ja, ani nikt inny nie był mi stanie odpowiedzieć.
Po kilku chwilach niepokojącego zamieszania pojawił się lekarz, który także próbował wydobyć ze mnie odpowiedzi, których nie potrafiłem udzielić. W przeciągu kilku minut znalazłem się na noszach, na których przeleżałem całą drogę od sali dyskotekowej do karetki. Niestety droga prowadziła przez znaczną część szkoły, gdzie czekało na mnie jedno z większych wyzwań, jakie miała mi dostarczyć moja nowa niechciana przyjaciółka, której wtedy jeszcze nie znałem.
Na korytarzu szkolnym otaczały mnie twarze pełne pogardy, zaciekawienia i innych wymownych min. Zapewne po raz pierwszy widzieli 14-latka, który toczy piane z ust i trzęsie rękoma jak oszalały, więc chyba ich nawet nie winię za wyraz, jaki wymalował się na ich twarzy. Dla mnie zaś to było wielkie przeżycie i już wtedy zaczołem się zastanawiać co będzie jak wrócę do tej szkoły, jak przywitają mnie ówcześni koledzy, co będzie dalej?
W kilka chwil znalazłem się w szpitalu, gdzie czekała mnie seria niekończących się badan. Po wielu godzinach wałkowania mojego ciała i niezliczonych się pytań postawiono diagnozę: PADACZKA. W tamtej chwili nie zdawałem sobie sprawy co to jest i z czym będzie się to wiązać. Moja głowę wypełniała jedna myśl: co będzie w szkole i jak to przyjeła moja koleżanka, z która wtedy tańczyłem i z której ramion się wysunąłem.
Dwa dni później pojawiłem się w szkole i moje obawy nie okazały się bezpodstawne. Tak właśnie rozpoczeła się moja niechciana przyjaźń, która trwa do dziś. Ja i padaczka jesteśmy na siebie skazani i musimy się nauczyć ze sobą żyć.